Jak niektórzy wiedzą, od lipca za sprawą mojej (nie)skromnej osoby ruszyła około-katowicka kampania Warheim FS pod tytułem Silesiaheim, w trakcie której czternastu uczestników co miesiąc rozgrywa jedną bitwę w trybie ciągłej kampanii. Dziś szybka relacja z pierwszej bitwy, jaką udało mi się rozegrać.
Prowadzona przeze mnie Załoga Zielonoskórych Kaprów zmierzyła się z Krasnoludami Chaosu z Zorn Uzkul, dowodzonymi przez Krnąbrnego. W lipcowym skwarze Kapitan Ropiejdziąsło kieruje swoją kaprawą załogę na ulice miasta Silesiaheim. Nieliczni mieszkańcy, którzy jeszcze nie opuścili swoich domostw, pierzchają na widok lądowego okrętu kapitana. Ogromny krab, niosący na swoich grzbiecie pokład pirackiego statku, dewastuje szerokie bulwary miasta. Załoga zajęta jest plądrowaniem domostw, w których wciąż pozostało sporo dobytku. Wygląda na to, że niewiele kompanii zapuściło się tak daleko.
Beztroskie szabrowanie nie trwa jednak długo. Hulaszcza zabawa dobiega końca, gdy piracka hałastra dociera na szeroki plac, będący wcześniej perłą tej dzielnicy. Dalszą drogę zagradza mur posępnych wojowników. Zakuci w pokryte plugawymi runami zbroje przeklęci Kazadzi nie mają zamiaru oddać pola zielonoskórym.
Wraz z pojawieniem się dzieci Hashuta, na plac wpływa zimna mgła, skrywając pod sobą krajobraz i uniemożliwiając oddanie załodze celnych strzałów. Kapitan krzykiem i groźbami zbiera swoich wojowników i ostrożnie wkracza na pokryty tajemniczym oparem plac. Wtem z mgły wyłania się dziwaczna bestia, zrodzona z pomocą chaotycznych mocy hybryda krasnoluda i zwierzęcia, szarżuje wprost na pojazd kaprów. Jej potężny cios okazuje się jednak niecelny, a gobliny zyskują kilka cennych sekund.
Powietrze wypełnia dym i zapach spalonego prochu, gdy marynarze strzelają raz po raz w bestie chaosu. Krwawiące z wielu ran wynaturzenie nie ma zamiaru jednak umrzeć, a pozostali wojownicy krasnoludów przystępują do walki z równą determinacją. Podczas gdy przywołane przez szamana morskie stwory próbują przegryźć się przez pancerz leżącej bestii, pozostali załoganci ostrzeliwują wroga. Nad polem bitwy zaś przetacza się w tym czasie zupełnie inna walka. Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, ziemia otwiera się pochłaniając kamienicę flankującą plac. Wojowników dopadają błyskawicznie rozwijające się choroby - jak gdyby Gork, tudzież Mork, mocował się z patronem krasnoludów chaosu.
W końcu szala zwycięstwa przechyla się na korzyść Załogi Kapitana Ropiejdziąsło. Pirackie kule o wiele łatwiej znajdują słabe miejsca w pancerzach wrogów, mimo tego przeklęte krasnoludy walczą do samego końca. Walki dobiegają końca dopiero, gdy zielona błyskawica przecina świeżo wypogodzone niebo, kończąc agonię bestii chaosu i powalając na ziemię walczących w pobliżu. Gdy pozostali przy życiu zielonoskórzy dochodzą do siebie po tej wyraźnej manifestacji siły ich boga, orientują się, że po przeciwnikach nie pozostał ślad. Niespodziewanie synowie Hashuta znikają, jakby rozpłynęli się w tej samej mgle, z którą przybyli. | As some know, in July, thanks to my (un) humble person, the Warheim FS campaign around Katowice, called Silesiaheim, was launched, during which fourteen participants play one battle every month in the continuous campaign mode. Today a quick report from the first battle I managed to play. The Greenskin Corporal Crew led by me faced the Chaos Dwarves of Zorn Uzkul, led by the Recalcitrant. In the heat of July, Captain Ropiejdziąsło directs his crew to the streets of Silesiaheim. The few inhabitants who have yet to leave their homes flee at the sight of the captain's land ship. A huge crab, carrying the deck of a pirate ship on its back, devastates the wide boulevards of the city. The crew is busy plundering houses that still have a lot of belongings. Few companies seem to have gone this far. Carefree looting does not last long, however. The fun ends when the pirate mob reaches the wide square that used to be the pearl of this district. The way ahead is blocked by a wall of gloomy warriors. Clad in filthy armor, the cursed Kazadzi have no intention of giving up the field to the greenskins. With the arrival of Hashut's children, a cold fog flows into the square, concealing the landscape beneath it and making it impossible for the crew to shoot accurately. The captain gathers his warriors with screams and threats and cautiously enters the square covered with a mysterious vapor. Then a bizarre beast emerges from the fog, born with the help of chaotic powers, a hybrid of dwarf and animal, charging straight at the privateer vehicle. However, her powerful blow turns out to be inaccurate, and the goblins gain a few precious seconds. Shoot it! Shoot the dog's brothers! The air is filled with smoke and the smell of burnt gunpowder as the sailors fire back and forth at the beasts of chaos. Bleeding from multiple wounds, however, has no intention of dying, and the remaining dwarf warriors enter the fight with equal determination. While the sea creatures summoned by the shaman try to chew through the armor of the lying beast, the rest of the crewmen fire at the enemy. A completely different fight unfolds over the battlefield at that time. The weather changes like a kaleidoscope, the earth opens up, engulfing the tenement house flanking the square. Warriors are hit by rapidly developing diseases - as if Gork, or Mork, wrestled with the patron saint of the dwarves of chaos. In the end, the scales of victory tilt in favor of Captain Ropiejdziąsło's crew. Pirate orbs find weak spots in enemy armor much easier, but the cursed dwarves fight to the very end. The battles only end when green lightning cuts through the freshly cleared sky, ending the chaos beast's agony and knocking nearby fighters to the ground. As the surviving greenskins recover from this apparent manifestation of their god's strength, they realize that there is no trace of their opponents. Unexpectedly, Hashut's sons disappear as if they dissolved into the same fog with which they came. |
środa, 8 września 2021
Silesiaheim - first battle: Goblin Pirates vs Chaos Dwarf
1682 dzień w sieci / 1682 days in the web
Some time ago...
Bardzo przyjemnie czytało się tą relacje, a zdjęcia wraz z stołem i makietami na prawdę miodne :)
OdpowiedzUsuńDziękuje :) Cieszę się, że ktoś to przeczytał a jeszcze bardziej, że sprawiła frajdę :D
UsuńWidzę, że nie tylko u nas się działo i zdarzenia losowe realnie wpływały na przebieg rozgrywki. :D
OdpowiedzUsuń